Mr. 912

Świat Porsche łączy ludzi z różnych zakątków globu, a czasem okazuje się, że wspólne są nie tylko zamiłowania do marki. Tak było z Johnem Bentonem, specjalistą od Porsche 912 i czterocylindrowych silników bokser, którego odwiedziłem w jego warsztacie w Kalifornii podczas wyjazdu do Stanów Zjednoczonych.

   

Tego dnia Kalifornia przywitała mnie swoim charakterystycznym światłem – nie tym z folderów turystycznych, ale takim codziennym, miękkim, które sprawia, że wszystko wygląda wyraźniej i spokojniej. Przyleciałem tu z Polski z jednego powodu: spotkać Johna Bentona, człowieka, który od lat uchodzi za jednego z największych ekspertów od Porsche 912. Zapytacie, co amerykański specjalista od 4-cylindrowych bokserów ma wspólnego z polską edycją Christophorusa? Otóż bardzo wiele, bo babcia Johna była Polką. W pewnym sensie leciałem do kogoś, z kim łączy nas nie tylko pasja do marki, ale też polska krew.

Silne korzenie

Benton Performance, bo na spotkanie umówiliśmy się w siedzibie jego firmy, mieści się w Anaheim. Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jedna z hal industrialnej części miasta na końcu ślepej uliczki, parking gdzie stoi Cadillac, stuningowane Honda, a na przeciwko klasyczny muscle car po modyfikacjach. Wejście też niczym nie zaskakuje, ale kiedy przekracza się próg, widać od razu, że to nie jest typowy warsztat. Po pożarze, który skumulował pracę na mniejszej powierzchni, panuje tu lekki nieporządek, ale wszystko ma swoje miejsce i wygląda niezwykle naturalnie. Zapach lubrykantów, spawanego metalu i klasycznej motoryzacji nie jest przypadkowy – na hali stoi blisko 10 samochodów w różnym stanie przygotowania lub odbudowy. Łączy je znaczek firmy ze Stuttgart-Zuffenhausen, a większość ma czterocylindrowe silniki, bo to z ich przygotowania słynie Benton. Wśród składanych jednostek były też silniki do Porsche 912 Patricka Longa, a do aut montowano m.in. części z pewnej znanej polskiej firmy, na której czele stoi Paweł Kalinowski. To dzięki niemu poznałem kiedyś Johna. 

W warsztacie:

Pracy nie brakuje, a królują oczywiście 912.

Te przywitał mnie swoją charakterystyczną mieszanką spokoju i ciekawości. O polskich korzeniach mówił naturalnie, jak o czymś oczywistym, co jest częścią jego historii, ale nie definiuje jej w całości. Widać, że ten fragment rodzinnej przeszłości jest mu bliski, choć jego życie potoczyło się już zupełnie po kalifornijsku. Ma w sobie luz i charyzmę typową dla mieszkańca tego stanu. Rozmawia się z nim tak samo dobrze o sytuacji naszego kraju w Europie, jak i śmieje z historii z dzieciństwa.

Polskie korzenie Johna Bentona sięgają jego babci, Ewy Bomby, urodzonej w 1914 roku w Warszawie. Ewa spędziła część młodości w Krakowie, a następnie opuściła Polskę, odpływając do Stanów Zjednoczonych tuż przed wybuchem II wojny światowej. Jej emigracyjna historia wplotła polski wątek w losy rodziny Bentonów, z której John jest dumny. Matka Johna urodziła się w Saint Louis w stanie Illinois, lecz domowe opowieści i rozmawianie po polsku pozostawiło pełną świadomość pochodzenia.

John dorastał już w przemysłowym miasteczku pod Los Angeles, w South Gate – gdzie w latach 60. dominowały auta amerykańskie, a drogi wypełniały się modelami GM. Mimo że jego otoczenie korzystało typowo z aut do pracy, jego serce biło gdzie indziej. Kalifornia od zawsze była pełna motoryzacji w nieco szerszym spektrum niż tylko rodowite konstrukcje. Już jako czterolatek jeździł ze swoją kuzynką w Volkswagenie Garbusie – samochód bez pasów, z lekkością podskakiwał na kalifornijskich drogach, a młody John trzymał się rączki na desce rozdzielczej, wsłuchując się w dźwięk silnika. To wtedy zrodziła się jego miłość do mechaniki i silników chłodzonych powietrzem.

Starsze rodzeństwo:

John zajmuje się też modelem 911.

Porsche 912 to detale:

Drewniana kierownica i gałka zmiany biegów.

Wieczór, który zmienił wszystko

Gdy opowiadał mi o swoich początkach, o tym, jak jako chłopak fascynował się samochodami – najpierw Volkswagenami, później Porsche – czułem, że nie jest to zwykła anegdota. To historia człowieka, który od najmłodszych lat podążał wybraną ścieżką. Jego pierwszy kontakt z Porsche 912 był niemal jak naznaczenie. Kiedy miał szesnaście lat, kuzyn pożyczył mu Porsche 912 na bal maturalny – i to był moment przełomowy. Chociaż jechał na imprezę ze swoją koleżanką, nie mógł doczekać się końca tego wydarzenia. Jak najszybciej zakończył wspólny wieczór, podrzucił towarzyszkę do domu i… odjechał sam w stronę najpiękniejszych kalifornijskich dróg, żeby cieszyć się chwilą. „Czułem, że ten samochód to ja” – wspomina. Od tamtej pory wiedział, że właśnie ten typ samochodów będzie jego światem.

Minęły lata. W 1984 roku kupił swoją pierwszą 912 – z 1968 roku, białą, która do dziś jest w jego sercu i stoi w garażu. Z czasem oryginalny silnik 1,6 zastąpił zmodyfikowanym 1,7-litrowym, z nowoczesnymi modyfikacjami, które zachowały jednak ducha oryginału. Nosi nazwę „Mein12” i było świadkiem wielu ważnych momentów życia Johna. Od wypadów na tor Willow Springs, gdzie wśród starszych kolegów po fachu ścigał się z innymi Porsche i Alfami Romeo, po auto, w którym John pojechał ze świeżo upieczoną małżonką Brendą w podróż poślubną, a finalnie wiozło też jego nowonarodzone dzieci ze szpitala do domu. Stało się również bohaterem wielu publikacji w prasie i sieci.

Ostatnie poprawki:

John zawsze kontroluje finalny efekt prac.

Specjalista od 912:

John ma ten model w pełni opanowany.

Dziś, kiedy Porsche 912 świętuje swoje 60-lecie, niewielu ludzi potrafi opowiadać o tym modelu z taką pasją i precyzją jak John. W jego warsztacie 912 to nie tańsza alternatywa dla 911, lecz auto o własnej tożsamości. Lżejszy, analogowy, bardziej wyczuwalny w dłoniach. Z duszą, której nie da się podrobić. John zna każdy niuans – potrafi odróżnić brzmienie dobrze wyregulowanego gaźnika od tego, który wymaga poprawek przy pomocy narzędzi. To wiedza, której nie zdobywał na kursach. Nic dziwnego, że jego pracownicy czasem podpytują go o jakieś rozwiązania problemów. To lata słuchania, obserwacji i cierpliwego składania silników na nowo. Wiele z tych, które zakłada, ma części sygnowane Benton Performance, bo klienci uwielbiają styl, w jakim 912 poprawiane są w Anaheim. Polskie akcenty w firmie? Wśród wiszących na ścianie zdjęć – słynna fotografia Sobiesława Zasady w Porsche 912 jadącym w Rajdzie Polski. Nie mogło być inaczej. 

Do otwarcia własnego biznesu skłoniła go sytuacja w firmie, w której pracował na etacie. Pewnego dnia po prostu uznał, że skoro nie może awansować i dalej się rozwijać, założy własną. Ponieważ 912 miał już wtedy dobrze opanowane, ruszył z własnym warsztatem. To, co zaczęło się jako pasja i garażowy projekt, z czasem przerodziło się w coś większego – w Benton Performance. Oficjalnie warsztat działa od 2005 roku. Jego firma w Anaheim to miejsce, gdzie tradycja spotyka się z precyzją, a każde klasyczne Porsche – zwłaszcza te czterocylindrowe – jest traktowane z najwyższym szacunkiem. Oglądając je przed firmą na placu zalanym kalifornijskim słońcem, w różnym stanie – od pełnej renowacji, po fantastycznie spatynowane, aż po te zmodyfikowane – widać w nich sznyt firmy Johna. Wśród 912 i 911 nie brakuje też 356. W końcu łączy je podobne serce.

Wychodząc z Benton Performance, zobaczyłem, że słońce powoli zachodzi, rzucając ciepłe światło na plac przed halą, skąd samochody były wstawiane z powrotem na hali. W tle leciała typowa amerykańska stacja radiowa, a na ścianie wisiała duża flaga Stanów Zjednoczonych. John osobiście poprawiał coś jeszcze w jednym silniku, spokojny i skupiony, a wokół niego kręcili się jego syn oraz synowa w ciąży. Cała scena miała ciepły, rodzinny charakter – warsztat stał się miejscem, w którym pasja do Porsche 912 naturalnie łączyła się z codziennym życiem. Każde auto miało tu swoje miejsce. To było więcej niż warsztat: to przestrzeń, w której historia, rodzina i motoryzacja współistnieją harmonijnie, a każda 912 wychodząca z hali niesie część tej opowieści dalej. 

Piotr Sielicki
Piotr Sielicki
Podobne artykuły

Zużycia paliwa/prądu

911 Dakar

Macan Turbo Electric

Taycan Turbo S