Polski Rennsport – na wielkim zlocie
Reportaż.
Rennsport Reunion, choć od zawsze organizowany wyłącznie w Stanach Zjednoczonych, przyciąga miłośników Porsche z całego świata. Na siódmą edycję przybyło łącznie prawie sto tysięcy odwiedzających. Postanowiliśmy, że w tym wyjątkowym gronie poszukamy polskich wątków.
To zdecydowanie jedyna taka impreza na świecie. Odbywa się co kilka lat i za każdym razem przyćmiewa swoją skalą poprzednie edycje, a także wiele innych wydarzeń motoryzacyjnych. Można na niej spotkać przedstawicieli wszystkich środowisk i zawodów skupiających się wokół motoryzacji i Porsche. Od legendarnych kierowców wyścigowych, którzy zdobywali najważniejsze trofea globu, po amatorów weekendowego ścigania. Szerokie grono stanowią oczywiście byli i aktualni pracownicy firmy ze Stuttgartu, amerykańskiego oddziału oraz lokalnych przedstawicielstw. Bywają więc inżynierowie specjalizujący się w autach historycznych, jak i mechanicy zajmujący się współczesnymi konstrukcjami. Role współorganizatorów pełnią członkowie Porsche Club of America, ale są też przedstawiciele krajowych i lokalnych klubów. Swoje samochody prezentują tunerzy nadający im nowy wizerunek, dystrybutorzy części oraz akcesoriów. Rennsport jest też pełen artystów i wizjonerów, którzy pokazują swoje dzieła. Wszystkich łączy ogromna pasja do marki, która w ubiegłym roku obchodziła 75. rocznicę produkcji sportowych samochodów. Ogromną dumą napawał fakt, że w niemal każdej z wyżej wymienionych grup można było spotkać naszych rodaków lub osoby z polskimi korzeniami. Niektórych z nich z pewnością kojarzycie, bo byli bohaterami naszych artykułów w minionych latach, ale inne historie pewnie będą niemałym zaskoczeniem.
Plan marzeń
Jeżeli wybierasz się na Rennsport po raz kolejny, to za każdym razem masz ochotę, żeby twój udział i zaangażowanie były jeszcze dobitniejsze. Tak już jest z tą imprezą, że chcesz więcej i więcej. Wychodząc z tego założenia, Paweł Kalinowski przed eventem wpadł na pomysł, który dla niego miał być spełnieniem marzeń. Uznał on, że skoro odwiedził już Rennsport Reunion dwukrotnie ze stoiskiem swojej firmy, to tym razem przyszedł czas, aby po raz pierwszy zabrać ze sobą własne Porsche. Oczywiście nie kupione tuż przed imprezą na amerykańskiej aukcji, ale takie, które – choć pochodzi ze Stanów Zjednoczonych – od dawna jest już zarejestrowane w Polsce.
Paweł nigdy nie jeździ w pełni fabrycznymi samochodami. Jego firma Car Bone zajmuje się m. in. indywidualizacją wielu elementów wyposażenia, a on tworzy na ich podstawie wyjątkowe projekty. Ostatnim jest Criollo – kakaowe 911 SC Targa zmodyfikowane w ulubionym stylu właściciela, czyli z wykorzystaniem elementów unizmu. To nurt artystyczny charakterystyczny dla Władysława Strzemińskiego mocno związanego z Łodzią, rodzinnym miastem Pawła. Właśnie dlatego w miejscu seryjnej atrapy na tylnej klapie czy we wnętrzu zagłówków foteli Recaro widać ten sam abstrakcyjny motyw.
Auto ze względu na wiek zarejestrowane jest już na żółte tablice dla samochodów zabytkowych. Cała procedura wysłania go drogą morską do Ameryki Północnej nie była więc łatwa, bo najczęstsza droga na tej trasie przebiega w odwrotnym kierunku. Kiedy do nas trafią, raczej już nie widzą lądu za oceanem. Paweł nie tylko chciał zorganizować transport w dwie strony. Zamierzał w USA swoim 911 jeździć, a więc trzeba było wykupić też ubezpieczenie na samochód z polskimi tablicami. Mimo karkołomnej procedury udało się i po załatwieniu wszystkich dokumentów 911 wyruszyło z Łodzi w stronę niemieckiego Bremerhaven. 8 sierpnia Criollo wypłynęło w kierunku Zachodniego Wybrzeża, a 25 września z portu w Los Angeles odebrał je już zmierzający na Rennsport Paweł. Jego radość, gdy z kluczykami szedł w stronę swojego samochodu stojącego na portowym parkingu, ciężko opisać. Po raz pierwszy w historii „polskie” Porsche jechało w promieniach zachodzącego słońca autostradą 101 w stronę toru położonego niedaleko Monterey i to na zapowiadający się niesamowicie zlot Rennsport Reunion. Paweł relacjonował to wszystko w mediach społecznościowych, więc całą podróż i jego emocje można było śledzić na bieżąco. Wypieki na twarzy nie były efektem tylko kalifornijskiego słońca.
„Rennsport to ludzie. Auta są tylko pretekstem i czymś w tle”
– podkreśla Paweł Kalinowski
Criollo ma wyjątkową historię, która związana jest z jego poprzednim (amerykańskim) właścicielem. To on własnoręcznie odbudował i doskonale zmodyfikował swoje 911 pod względem mechanicznym, ale niedługo później zmarł. Paweł odkupując auto wiedział, że musi dokończyć ten projekt, a ponieważ dotyczył on nadwozia i stylistyki, to mógł nadać mu własny charakter. Wykorzystując swoje umiejętności i pomysły, stworzył auto jedyne na świecie, które w pełnej krasie wróciło na chwilę na amerykańskie drogi i wzbudziło niemałe zainteresowanie. 911 z Polski było na Rennsporcie elementem wystawy nietypowych Porsche, którą na swoim stoisku zaprezentował jeden z czołowych producentów opon. Paweł często opowiadał jego historię zainteresowanym miłośnikom marki, otwierał, pozwalał usiąść i zrozumieć jego naturę. Miło było na to popatrzeć.
„Wbrew pozorom Corkscrew wcale nie jest najtrudniejszym zakrętem i świetnie jest go pokonywać”
– opowiada Stefan
– Rennsport to ludzie. Auta są tylko pretekstem i czymś w tle – mówi Paweł. – Spotkania ze znajomymi podczas dnia i wieczorów. Grille, imprezy, kolacje, spanie w kamperze, opowieści. Najważniejsi są ludzie. Od ludzkiej potrzeby wzięło się Porsche. I ta ludzka potrzeba jest ciągle łącznikiem pomiędzy ludźmi, którzy mają tę samą obsesję w głowie – podsumowuje istotę tej imprezy. Będąc na miejscu i czując tę atmosferę, ciężko się nie zgodzić.
Akcent wyścigowy
W czasie gdy w padoku tłumy przechodziły obok setek wystawionych aut, na torze odbywała się prawdziwa rywalizacja. Po raz pierwszy w ponad dwudziestoletniej historii zlotów na Rennsporcie odbywała się oficjalna runda pucharu Porsche Deluxe Carrera Cup North America. W sumie wzięło w niej udział aż 37 zawodników. Wśród nich na liście startowej znalazłem Stefana Radzinskiego. Choć przy jego nazwisku widniała kanadyjska flaga, uznałem, że to może być szansa na kolejny wątek tego artykułu. Dlatego w trakcie przerwy w jazdach na torze skierowałem swoje kroki do ogromnego namiotu, gdzie była zorganizowana strefa serwisowa amerykańskiego pucharu 911 GT3 Cup. O znalezienie stanowiska kierowcy nie było trudno, bo każdy był oznakowany, a drogę do samego Stefana wskazali mi już jego mechanicy. Szybko okazało się, że kierowca bez problemu rozmawia w języku polskim.
Miłośnicy sportów motorowych mogą kojarzyć Stefana, bo miał on okazję startować nawet w słynnej imprezie Race of Champions, która w 2017 r. odbywała się na stadionie w Miami. Wygrał wówczas rywalizację m. in. ze Spotem Speedem, Amerykaninem z przeszłością w Formule 1. Do dzisiaj wspomina to wydarzenie jako jeden ze swoich ulubionych wyścigów.
Stefan urodził się w Edmonton, naftowej stolicy Kanady, ale jego rodzice pochodzą z Polski. Mama dorastała we Wrocławiu, a tata urodził się i żył w Kudowie-Zdroju. Duża część jego rodziny nadal mieszka w Polsce, a tradycje w domu zawsze były pielęgnowane, więc ojczyzna przodków zajmuje specjalne miejsce w jego sercu. Ostatnio był w niej przed pandemią, z okazji świąt wielkanocnych. Oczywiście u kochanej babci. W tym roku również planuje przyjazd do Polski, ale już w wakacyjnym okresie. – Bardzo lubię przyjeżdżać do Polski i spędzać czas z rodziną. Mój język się wtedy znacznie poprawia – śmieje się Stefan.
Karierę wyścigową zaczął w wieku 8 lat, oczywiście na gokartach. W wieku 14 lat był reprezentantem kraju, startował m. in. w seriach F1600, Formula Ford, Indy Lights czy markowych pucharach Nissana. Jego kariera mocno przyspieszyła dzięki rywalizacji w pucharze Jaguar I-Pace eTrophy, gdy ścigał się w tej serii towarzyszącej mistrzostwom FIA Formula E w 2018 i 2019 r.
Najbardziej interesowała mnie oczywiście jego historia z marką Porsche. Okazuje się, że rywalizacja w sezonie 2023 nie była pierwszą za kierownicą 911 GT3 Cup. Pięć lat wcześniej Stefan startował w Porsche GT3 Cup Challenge Canada, zgarniając tytuł debiutanta roku. Starty w zeszłym roku były jednak czymś znacznie trudniejszym i bardziej prestiżowym, bo odbywały się w mocniejszej stawce kierowców i na najciekawszych torach Stanów Zjednoczonych.
Jak to jest rywalizować w stawce tak wielu 911 GT3 Cup na torze Laguna Seca z jego słynnym zakrętem zwanym Korkociągiem? – Bardzo lubię ten tor. Jest moim ulubionym w kalendarzu. Wbrew pozorom Corkscrew wcale nie jest najtrudniejszym zakrętem i świetnie jest go pokonywać – odpowiada Stefan. – Kiedy stoi się przy zakręcie i obserwuje wyścigi, widać, jak w jego środkowej części lewe koła przedniej osi niemal odrywają się od nawierzchni. To fantastyczne, że nasz puchar zawitał na Rennsport Reunion i mieliśmy okazję ścigać się na oczach tylu fanów marki. Szczególnie że impreza ta odbywa się tylko raz na kilka lat – dodaje.
Stefan obecnie mieszka w kanadyjskim Penticton, 1000 km od Edmonton.
Ma swój zespół kartingowy, a poza wyścigami bardzo często szkoli innych kierowców, także w Europie. Na myśl o Polsce na jego twarzy pojawia się uśmiech i w takich okolicznościach rozstajemy się po ostatnim wyścigu. Jego Porsche dobrze się spisało, ale rywalizacja była bardzo zacięta i nie udało mu się stanąć na podium. Może następnym razem.
Na czele reprezentacji
Na Rennsport Reunion 7 przybyła też najliczniejsza grupa gości z Polski w historii. Pamiętam, gdy Polaków na tej imprezie można było policzyć na palcach jednej ręki. W tym roku byli przedstawiciele mediów, reprezentanci Porsche Club Poland, klienci oraz oczywiście pracownicy Porsche Polska. Wśród nich dyrektor marki Wojciech Grzegorski. Jego związek z Porsche (o czym pisaliśmy już na łamach Christophorusa) nie zaczął się w momencie objęcia stanowiska, ale znacznie wcześniej. Wojciech jest miłośnikiem 911 z silnikami chłodzonymi powietrzem i ma dwa takie auta w garażu. Przemierzając kolejne alejki serwisowe w padoku, patrzył na tę imprezę z dwóch perspektyw. – Jako wielki miłośnik klasycznych 911 znajduję na Rennsporcie cały wachlarz eksponatów, od najrzadszych i idealnie utrzymanych, przez auta pokryte piękną patyną, a na wspaniale odrestaurowanych jak Porsche 901 należące do Aloisa Rufa kończąc – podkreśla. Z drugiej strony rozmiar i intensywność czterodniowego eventu jest dla Wojtka jako osoby stale rozwijającej markę w Polsce niesamowitym doświadczeniem zawodowym. – Rennsport to wielka inspiracja, sposób, by przyjrzeć się, jak to wszystko wygląda pod kątem organizacyjnym. Ale co ważniejsze, to też niesamowita szansa, żeby zrozumieć lepiej naszych klientów, ich pasję do marki Porsche oraz oczekiwania – dodaje Wojtek.
W jego pracach fascynuje mnie połączenie Porsche 356 z charakterystycznym dla Kalifornii stylem „hot rod”
– mówi o Rodzie Emory Wojciech Grzegorski
Jego uwagę przykuwa nagle 911 Carrera 2.7 MFI w kolorze Peru Red. Klasyczny „small talk” przeradza się w niesamowitą opowieść o tym, jak właściciel własnoręcznie odbudował całe auto. Amerykanin opowiadał o swoich wyścigowych startach, naprawach i zmianach. – Słuchałem tego jak opowieści o pięknym związku dwóch ludzi, którzy przeżyli niejedno razem i są dzisiaj bardziej szczęśliwi niż kiedykolwiek – mówi Wojciech.
Niedługo potem Wojtek robi sobie selfie z Rodem Emory. Rod to legenda w świecie modelu 356 i jego modyfikacjach. Rod połączył swoją pasję do Porsche z życiem zawodowym i cały emanuje miłością do tego, czym się zajmuje i jakie auta tworzy. – W jego pracach fascynuje mnie połączenie Porsche 356 z charakterystycznym dla Kalifornii stylem „hot rod” – mówi Wojtek. Na Rennsporcie jego aut nie brakuje, szczególnie w sekcji dla zmodyfikowanych 356. To pokazuje, że wielokrotnie powtarzana teoria, że najważniejsi na Rennsporcie są ludzie, jest nie do podważenia. Osoby, które tu przybywają, żeby podzielić się swoją pasją do Porsche, spędzić świetnie czas i napełnić swoje umysły obrazami, które nawet po wielu miesiącach przywracają uśmiech na twarzy. – To jest Rennsport! – podsumowuje Wojciech.
Artystyczne barwy
Rennsport to też niesamowite kolory. Począwszy od kalifornijskich krajobrazów, przez feerie barw lakierów, którymi pokryte są zaparkowane Porsche, aż po liczne obrazy, rysunki i koszulki, które można było nabyć w strefie handlowej. Zdecydowanie najbardziej barwną postacią polskiej ekipy na Rennsporcie był Maciej Pluciński. Jego historię związku z marką Porsche mogliście przeczytać w Christophorusie No 401, ale na Rennsporcie był w szczególnej roli. W trakcie poprzedniej edycji tej spektakularnej imprezy Maciek poznał właścicieli niewielkiej kalifornijskiej firmy konfekcyjnej o motoryzacyjnym zacięciu. Choć rysowaniem i malowaniem zajmuje się do dzieciństwa, a pasję do samochodów przejawia nawet w życiu codziennym, to nigdy specjalnie nie łączył tych dwóch światów. Do czasu, gdy właściciele Circuit SixFour zwrócili się z konkretną prośbą. Chcieli, aby Polak stworzył dla nich rysunki z motywem aut Porsche startujących w słynnym wyścigu Targa Florio. Na pierwsze efekty nie trzeba było długo czekać, a Maciej tak zaangażował się w projekt, że stworzył całą galerię rysunków tworzonych flamastrami i akwarelą. Prezentują cudowne 907 z żółto-czerwonym frontem, którym Vic Elford i Umberto Maglioli zwyciężyli w 1968 roku, oraz słynne 911 Carrera RSR w barwach Martini Racing, najszybsze na tej morderczej trasie w 1973 roku za sprawą Herberta Müllera i Gijsa van Lennepa. Rysunki trafiły na koszulki, a następnie na Rennsport Reunion 7, gdzie okazały się bardzo popularne. W ten sposób motoryzacyjna sztuka z Polski zagościła za oceanem.
– Nasz kamper stał na parkingu obok jeszcze większego. Nawiązałem rozmowę z jego właścicielem, bo zauważył, że mam na sobie jedną z tych koszulek, a on też kupił je na stoisku firmy. Gdy okazało się, że to ja jestem autorem, rozmowa się rozkręciła – wspomina Maciej. Na zakończenie padło zaproszenie do Teksasu, gdzie Maciek miałby narysować auta z kolekcji członka amerykańskiego klubu. Znając Maćka, jeśli tylko będzie w okolicy, z pewnością z niego skorzysta.
Maciek nie siedzi jednak cały czas w kamperze, a przemierza tor w celu obejrzenia rywalizacji na różnych zakrętach, rozmowy z pasjonatami marki i w poszukiwaniu nowych inspiracji. – Uwielbiam patrzeć na tych starszych gości, którzy autami za miliony jeżdżą z uśmiechem na twarzy i fascynują się każdym przejechanym kilometrem, jak gdyby to miało być ich ostatnie okrążenie w życiu – wyznaje. – Rennsport to ludzie, bez dwóch zdań. Interakcja z nimi to wielka frajda!
Nieoczekiwane sytuacje
Tak jak podkreślali wszyscy nasi bohaterowie, Rennsport to rzeczywiście niesamowita społeczność, ale też wyjątkowe samochody. Wśród nich znalazłem auto, które odwiedziło kiedyś Polskę. Było to wyjątkowe, zbudowane w dziale sportu Porsche 911 S, które ze zlotu gwiaździstego w Warszawie ruszało do rywalizacji w Rajdzie Monte Carlo w 1970 r. Właśnie dlatego na samochodzie załogi Gérard Larrousse/Maurice Gélin znalazła się duża naklejka z napisem Varsovie. To przepiękne pomarańczowe 911 było jedną z gwiazd wieczoru poświęconego premierze limitowanego Porsche 911 GT3 R rennsport.
„Uwielbiam patrzeć na tych starszych gości, którzy autami za miliony jeżdżą z uśmiechem na twarzy”
– wyznaje Maciek
Polskich wątków i ciekawych osób na Rennsporcie było oczywiście jeszcze więcej. Kiedy przemierzałem ogromną strefę Porsche Club of America, mój wzrok przykuła stojąca na trawie Carrera GT. Rozmawialiśmy o niej ze znanym youtuberem Grzegorzem Ciźlą i zbliżaliśmy się do samochodu, kiedy nagle usłyszeliśmy: „Cześć”. Okazało się, że stojący obok i prezentujący auto grupie entuzjastów mężczyzna ma na imię Mieczysław i jest jego właścicielem. Mieszkający w Kalifornii od kilku dekad Polak ma małą kolekcję wyjątkowych aut ze Stuttgartu z niewielkim przebiegiem. Opowiedział nam krótko historię swojego życia oraz zakupu srebrnego arcydzieła na kołach. Mieczysław nie jeździ już swoim autem, dba o nie jak najlepiej potrafi i na Rennsport przywiózł je na życzenie Porsche Club of America. Choć spotkaliśmy się przypadkiem i dosłownie na chwilę, to istnieje szansa, że do tego wątku jeszcze wrócimy. Właśnie taki jest Rennsport. Nigdy nie wiesz, co ciekawego może się jeszcze wydarzyć.
Kończąc wizytę na Rennsport Reunion 7, miałem uczucie ogromnej radości z tego, że z Polski do Kalifornii dotarło tak wiele ciekawych osób, które w różnej formie zaznaczyły swoją obecność. Wszystkie nieoczekiwane spotkania tylko to uczucie wzmocniły i pokazały, że nawet w tak globalnej imprezie nasza społeczność Porsche może mieć swój wkład. Oby na kolejnej edycji było pod tym względem jeszcze ciekawej.