Stań się, kim jesteś
Jego Kompas dietetyczny rozszedł się w liczbie niemal miliona egzemplarzy. Teraz autor bestsellerów Bas Kast wydaje swoją pierwszą powieść. Rozmowa przy kuchence i stole o radości czerpanej z warzyw, marzeniach o Porsche oraz krętej drodze do samego siebie.
To jest właśnie ta lekkość. Bas Kast kroi cytryny na wspólny obiad z taką samą naturalną nonszalancją, z jaką kilka godzin wcześniej wyskoczył ze swojego Porsche 911 Carrera Targa z 1987 r. Autor bestsellerów zapewne przywykł już do tego, że nikt nie daje wiary, że ma już 47 lat. Jego aparycja, młodzieńcza smukłość, jeansy i t-shirt, a także dłuższe włosy niedbale zaczesane do tyłu sprawiają, że może swobodnie uchodzić za młodszego o kilkanaście lat. To najpewniej zasługa jego diety. Albo genów. A może również tego, że zupełnie na nowo odnalazł swoją równowagę.
Już samo to było by wystarczającym materiałem do historii sukcesu. Ale to zbyt mało dla Kasta, który w swoich książkach popularnonaukowych – między innymi o miłości, intuicji i kreatywności – szuka odpowiedzi zwłaszcza na pytania, które stawia mu życie. Dlaczego zatem nie urzeczywistnić części z nich? Im więcej Kast dowiadywał się o zdrowym żywieniu, tym lepsze było jego samopoczucie. Odkrył zbawienne działanie warzywnych orgii oraz postu przerywanego i pozbył się nieuzasadnionej fobii przed tłuszczami (przynajmniej tymi zdrowymi, jak olej rzepakowy czy oliwa z oliwek). Im częściej sam brał się za gotowanie, skreślając śmieciowe jedzenie ze swojego jadłospisu, tym bardziej delektował się posiłkami. Oponka zniknęła, a wraz z nią problemy z sercem i nawrotowe bóle głowy. „Jestem dzisiaj w lepszej formie niż pod koniec trzydziestki”, mówi Kast, obecnie ojciec trzech synów w wieku od dziesięciu miesięcy do siedmiu lat.
„Nawet jeśli nie jestem już tak konsekwentny, jak na początku mojej żywieniowej przemiany”. Kast czyni to, co zaleca również swoim czytelnikom. Je w miarę możliwości tylko nieprzetworzone produkty, zwłaszcza roślinne, mięso jedynie dwa razy w miesiącu – a i wtedy zaledwie jako dodatek – rybę raz bądź dwa razy w tygodniu.
Dziś na przykład w stalowej brytfannie leży dorodny pstrąg z frankońskiego stawu w otoczeniu przepołowionych pomidorów, poćwiartowanych cebul, gałązek rozmarynu i półćwiartek cytryny, obficie skropiony oliwą z oliwek. Nieskomplikowane danie. Kast nie należy do tych, którzy godzinami w kuchni szukają swojego artystycznego wyrazu. „Codziennie gotuję dla swojej rodziny, może to zająć maksymalnie pół godziny”, mówi, wsuwając rybę do piekarnika. W międzyczasie na wolnym ogniu gotuje się zupa z soczewicy z pomidorami i czosnkiem, na wywarze warzywnym. To przepis jego siostry Ellen, która niegdyś pomogła mu wyjść z kryzysu związanego z arytmią serca i zainspirowała do zmiany nawyków żywieniowych. „Eksperymentowała wówczas z dietą niskowęglowodanową i zapewniała mnie o swoim świetnym samopoczuciu. To był czysty przypadek”.
Kiełbasy, frytki i przetwory mięsne (te już na pewno!) to produkty, których nie uświadczy się na liście zakupów Kasta. Na ile to możliwe, unika także cukru. Jogurt jak najbardziej, mleko w umiarkowanej ilości, za to sporo wysokogatunkowej oliwy z oliwek, dużo orzechów, roślin strączkowych, owoców oraz warzyw, warzyw i jeszcze raz warzyw. Na śniadanie serwuje sobie tylko kawę filtrowaną z kawałkiem 90-procentowej czekolady, po godzinie 19 unika posiłków. Alkohol pije z umiarem, chociaż, będąc wnukiem winiarza z Palatynatu, niezmiernie ceni sobie dobry trunek.
Na hasła przeciwników, takie jak „wstrzemięźliwość” i „a gdzie przyjemność?”, Bas Kast odpowiada z uśmiechem: „Przyjemność oznacza dla mnie brak bólów głowy i zadyszki podczas wchodzenia po schodach, zadowolenie ze swojego ciała, dobrą formę na kolejne lata i rzadsze wizyty u lekarza”.
„Pisanie jest dla mnie również pracą zmysłową. Podobnie jak gotowanie”. Bas Kast
Do prawdziwych przyjemności Kast zalicza rzecz jasna kierowanie swoim Porsche 911 Carrera Targa. „Chciałem mieć takie auto już w czasie studiów, mój ojciec miał wtedy czerwone Porsche 356 i twierdził, że nie ma lepszego samochodu”. Kast kupił swoje Porsche za dochody ze sprzedaży bestsellera dwa lata temu. „Lubię doznania przestrzenne, formę estetyczną i perfekcję”, dodaje. „Od razu widać, że dzieło to stworzyli inżynierowie, którzy wręcz palą się do samochodów”.
À propos palenia, byle nie przypalić zupy z soczewicy, przez zwykłe zamyślenie. Jest już gotowa, także z piekarnika wydobywa się aromatyczny zapach. À table! Siedzimy, otoczeni winnicami, na tarasie winiarni „Weingut am Stein” w Würzburgu. Smakuje wybornie. Kast, który mieszka na wsi pod Würzburgiem, lubi to miejsce. To właśnie tutaj, w pawilonie kuchennym cenionej restauracji, powstały zdjęcia do Książki kucharskiej będącej uzupełnieniem Kompasu dietetycznego, która także znalazła aż 140 tys. nabywców.
„Jestem dziś spokojniejszy i w większym stopniu tym, kim chciałem zostać”, mówi Bas Kast. Łatwo powiedzieć, gdy jest się autorem bestsellerów. Jego ostatnia książka Kompas dietetyczny doczekała się niemal miliona sprzedanych egzemplarzy, 33 wydań i tłumaczeń na ponad 20 języków. Pod koniec września w wydawnictwie Diogenes ukazała się jego pierwsza powieść: Księga pewnego lata. Podtytuł: Stań się, kim jesteś. Mogłoby być to również jego życiowe motto. „Zawsze marzyłem, by zostać pisarzem”, mówi Kast. Oraz jeździć Porsche 911 Carrera Targa. Oba marzenia ziściły się. Ale droga wiodąca do tego nie była usłana różami. Wręcz przeciwnie. Cofnijmy się o kilka lat. Bas Kast u progu czterdziestki, cięższy o całe dziesięć kilo, pochłaniacz fast foodów i umiarkowanie poczytny autor książek popularnonaukowych, który na śniadanie najchętniej wybierał czekoladę, niemal codziennie jadł mięso, by zakończyć dzień czipsami paprykowymi i piwem. Aż do pewnego wiosennego wieczora, gdy nagle jego serce na chwilę zatrzymało się podczas joggingu. Kiedy napady powtarzały się i pojawiały u młodego ojca także w nocy, zmienił kurs o 180 stopni, a przede wszystkim dietę. Przez trzy lata biolog, psycholog i dziennikarz naukowy zgłębiał arkana dietetyki i badań nad nadwagą. Przekopywał się przez tysiące artykułów naukowych, a także weryfikował niezliczone dogmaty i mity dotyczące żywienia, aby na końcu swoim solidnie udokumentowanym i opowiedzianym w gawędziarskim stylu bezkompromisowym poradnikiem podbić listy bestsellerów.
Mógłby spocząć na laurach. Zamiast tego, kierując się swoim własnym kompasem, rzucił się w wir następnej przygody: napisania pierwszej prawdziwej powieści. Wreszcie. „Bez honorarium za bestseller nigdy bym się na to nie zdobył”, opowiada Kast. Już jako 17-latek próbował swoich sił w beletrystyce, druga powieść powstała, gdy miał 20 lat, z obu wyszły nici. Wydana właśnie Księga pewnego lata traktuje o młodym mężczyźnie, który w poszukiwaniu własnego przeznaczenia mocno inspiruje się swoim wujkiem, bon vivantem, powieściopisarzem – i miłośnikiem Porsche. Oczywiście w tej historii jest wiele z Basa Kasta. Zarówno w młodym mężczyźnie jak i w postaci fikcyjnego wujka. „Właściwie jestem jednym i drugim”, mówi. „Chodziło mi o dotarcie do rdzenia własnego ja”.
„Szczęście jest wtedy, gdy chce się tego, co się dostaje”.
Gromadzenie informacji do książek popularnonaukowych, jakkolwiek czasochłonne, jest prostszym zadaniem. „W powieść wkładasz swoją duszę”, mówi Kast. „I musisz mieć coś do opowiedzenia”. Jest to zapewne łatwiejsze w wieku 47 niż 17 lat. Mimo to był to zupełnie nowy kurs. „Mniej myślenia, więcej czucia”, poradziła mu redaktorka gdzieś w toku narracji. „Dla mnie”, mówi Kast, „zdanie to było czymś w rodzaju wyzwolenia”. Jako autor tekstów popularnonaukowych miał w zwyczaju opierać się na badaniach. Wszystko bazowało na odkryciach naukowych, wielostronicowe bibliografie dokumentowały różnorodne ekspertyzy. Dla powieściopisarza jedyną ekspertyzą jest to, co przeżył, zrozumiał, czego doświadczył, a przede wszystkim co czuł. „Sukces jest wtedy, gdy dostaje się to, czego się chce”, mówi Kast i, jakby dla podkreślenia swoich słów, wbija widelec w ostatni, słodkawy pieczony pomidor na talerzu. „Szczęście jest wtedy, gdy chce się tego, co się dostaje. Ostatnio udaje mi się to częściej”. Kompas Basa Kasta wskazuje nowy kierunek – być może pierwszy raz w życiu jego własną drogę.
Pstrąg à la Tini*
* Tini to moja teściowa, która, będąc naturopatką, intensywnie zajmowała się odżywianiem.
▶ Umyć 2 świeże pstrągi, przyprawić solą i pieprzem.
▶ Pokroić 1 czerwoną cebulę na 8 części. Umyć 2 pomidory i pokroić na 4 części.
▶ Umyć 1 cukinię i pokroić w paski. Umyć 1 cytrynę i pokroić w półćwiartki.
▶ Pokroić 2 ząbki czosnku w plasterki i wszystko ułożyć w naczyniu żaroodpornym, dodając 4 gałązki rozmarynu, 4 łodyżki tymianku i 6 łodyżek pietruszki.
▶ Skropić 2 łyżkami oliwy z oliwek i piec w piekarniku przez ok. 20 minut w temperaturze 180°C.
Zupa z soczewicy à la Ellen*
* Ellen to moja siostra, która przed laty jako pierwsza zainspirowała mnie do zmiany nawyków żywieniowych.
▶ Umyć 1 pomidor, 1 cebulę oraz 2 ząbki czosnku i pokroić w drobną kostkę.
▶ Dodać 1 łyżkę oliwy z oliwek i poddusić cebule oraz czosnek.
▶ Dodać 1 łyżkę przecieru pomidorowego, a następnie pomidory pokrojone w kostkę.
▶ Dodać 200 g czerwonej soczewicy, 1 łyżkę (słodkiej) papryki w proszku i 1 l wywaru warzywnego, gotować ok. 20 minut na średnim ogniu, a następnie doprawić do smaku, solą, pieprzem i sokiem z cytryny.
Oba przepisy pochodzą z Książki kucharskiej, którą Bas Kast uzupełnił swój Kompas dietetyczny.