Między światami
Porsche Polska: Z symulatora na tor: W prawdziwym samochodzie 80 procent odczuć dają lędźwia. W simracingu trzeba wyostrzyć sobie inne zmysły. – Ale to świetne przygotowanie. Jeśli ktoś jest szybki w symulatorze, to będzie też szybki na torze – przekonują zawodnicy polskiego teamu Triton iRacing. Dwóch z nich wystąpiło w zeszłym roku w finałach Porsche Esports Supercup.
Cupowe Porsche 911 to cholernie trudna do opanowania maszyna. Wymaga ogromnego skupienia, bo łatwo popełnić w niej błąd. Ma nadmiar mocy, silnik z tyłu, a zbiornik paliwa z przodu, więc w trakcie wyścigu zmienia się balans i trzeba umieć to opanować. Żeby dać radę nim jeździć na torze, trzeba być kierowcą kompletnym.
Nie, nie chodzi o samochód torowy, a o jego wirtualny odpowiednik. Najlepsi gracze twierdzą, że właśnie Porsche Esports Supercup na platformie iRacing to najtrudniejszy wyścig w wirtualnym świecie. Pula nagród w tych zawodach wynosiła rok temu 100 tysięcy dolarów. W tegorocznym cyklu producent zegarków i partner wyścigowy Porsche – firma TAG Heuer – dołożył drugie tyle. To rekord w świecie simracingu. W eliminacjach bierze udział kilka tysięcy chętnych. Do finałów dostało się tylko 20 najlepszych oraz czołowa dwudziestka z zeszłego roku.
Wolant kontra kierownica
Nie chcą zamykać się w świecie symulatorów. Tak, tam są świetni, ale kręci ich też jazda na torze i prawdziwe samochody. Za cel postawili sobie korelację treningów w symulatorze z jazdą torową. Uczą się więc jednego i drugiego. Krystian Korzeniowski, Dawid Nowakowski i Kamil Franczak należą do ekipy Triton iRacing i uważają, że jeśli ktoś jest szybki w symulatorze, to na torze da sobie radę. I na odwrót, chociaż czasami potrzeba na to trochę czasu. Każdy z nich ma za sobą ciekawą historię i dla każdego z nich samochody są sposobem na życie. I to realne, i wirtualne.
Kierowcy Triton iRacing: Dawid Nowakowski (u góry) i Kamil Franczak.
Kamil Franczak dotarł do finału NISMO Playstation GT Academy. Usłyszał tam od byłego kierowcy F1 Johnny’ego Herberta, że jest dla nich idealnym „pakietem”. Nie dość, że szybki i zdolny, to jeszcze – jako instruktor pilot w Siłach Powietrznych RP – odpowiedzialny. A Kamil został instruktorem już w wieku 30 lat. Marzył o tym, by latać F-16, choć to akurat się nie udało. Szkoli za to pilotów na PZL Orlik 130. Jakie doświadczenia pilota może wykorzystać w wyścigach samochodowych? – Kokpit samolotu to specyficzne środowisko. Wysoka temperatura, przeciążenia od plus pięciu do minus trzech G i duży stopień skupienia – tłumaczy. – Do tego dochodzi ciągły deficyt czasu i potrzeba precyzji. Ale, jak się okazuje, to niesamowicie pomaga na torze. W symulatorze zresztą też, ponieważ potrafię zupełnie odciąć się od bodźców zewnętrznych i skupić wyłącznie na jeździe – opowiada człowiek, który tak samo kocha latanie, jak jazdę samochodem. – Latanie uzależnia. Już po tygodniu przerwy czuję się nieswojo. Jedyny minus, to że trudno stwierdzić, czy ktoś jest lepszym pilotem od innych. Każdy facet marzy o rywalizacji, a ta jest na torze. Tam można się sprawdzić w walce. W moim lataniu jest to możliwe tylko w warunkach bojowych – podsumowuje Kamil, który spośród kilku tysięcy sim-racerów wystąpił w zeszłym roku w finałach Porsche Esport Supercup.
Krystian Korzeniowski już w trzecim „prawdziwym” wyścigu stanął na podium.
Poważne traktowanie
Dawid Nowakowski też był w tym finale. W tym roku nie startują, bo skupiają się na innej pracy. – Prowadzę szkolenia zarówno w symulatorach, jak i na torze. Co najmniej 80 procent tego, co będzie potrzebne nam na torze, możemy nauczyć się na simie. Wiem, co mówię. Zdarzało się, że ktoś podważał moje umiejętności na torze, ale najczęściej zmieniał zdanie, kiedy przejechałem kilka okrążeń. Choć zdarzyło się też, że ktoś rezygnował ze szkolenia, słysząc, że nie mam dużego doświadczenia w realu – opowiada. – A ja potrafię wszystko przełożyć na rzeczywistość. Wsiadając do auta, które ma 500 KM, jestem w stanie wyczuć je po pięciu okrążeniach i umieć nauczyć kogoś, co trzeba robić. Bez względu na to, czy jest to Porsche, Ferrari, czy Nissan GTR. Niesamowicie mnie cieszy, że udaje się transfer wiedzy z jednego na drugie.
A gdzie trudniej zrobić postęp? Dawid zwraca uwagę, że na torze ograniczeniem jest budżet. Przez to, że mniej osób stać na takie jazdy, konkurencja jest relatywnie mniejsza. Za to w świecie wirtualnym potrzeba jedynie symulatora i oprogramowania. Można ćwiczyć po 10 godzin dziennie. Tyle, że takich graczy na świecie jest coraz więcej, więc dostać się do czołówki jest niesłychanie trudno. – Każdy szuka minimalnych różnic. Kiedy szykowaliśmy się do startu w Le Mans 24h, przygotowanie tempa zajęło nam około 10 procent czasu. Reszta to były setki godzin poszukiwania właściwych ustawień. Wszyscy jadą tam niemal perfekcyjnie. Jeśli ustawieniami można zyskać 0,1 s na okrążeniu, robi się z tego na koniec spora różnica – opowiada.
Krystian Korzeniowski jako jedyny z tej trójki nie startował w Porsche Esports Supercup. Ale związki z marką ma, bo od niedawna jest instruktorem Porsche i będzie szkolił kierowców w Porsche Experience Center Silesia Ring. Kilka lat temu był sensacją jednego z markowych pucharów w Polsce, kiedy właściwie prosto z symulatora trafił na tor. Wcześniej zdarzyło mu się co prawda wystartować w kilku KJS-ach (konkursowa jazda samochodowa – rodzaj amatorskich zawodów dla kierowców bez licencji sportowej) starym oplem kadettem, ale w wyścigach nie miał żadnego doświadczenia. Już w trzecim starcie wskoczył na podium. – Symulatory nie były wtedy tak powszechne i popularne jak teraz. Ludzie patrzyli na mnie trochę z przymrużeniem oka. Ale szybko zmienili zdanie i przestali mnie traktować jak chłopaka z gier. Stałem się zawodnikiem – wspomina tamten czas. – Kiedyś pojechałem na wyścigi w Moście. Nigdy wcześniej tam nie byłem. Znałem ten tor wyłącznie z symulatora. Szybko poukładałem sobie wszystko w głowie i na trzecim kółku treningu wykręciłem najlepszy czas dnia – dodaje. Ma zdolność szybkiego przystosowywania się do nowych samochodów. Dzięki wytrwałości dotarł do finału NIssan GT Academy, gdzie uznano, że jego zdolności psychomotoryczne są na poziomie kierowców F1. Wciąż marzy o powrocie do poważnego ścigania na torze i ma nadzieję, że to mu się jeszcze uda.
Porsche TAG Heuer Esports Supercup to najbardziej wymagający wyścig dla simracerów.
Wyścigi w kwarantannie
Czas pandemii koronawirusa sprawił, że świat sportów motorowych zaczął przenosić się do wirtualnej rzeczywistości. Najlepszym przykładem jest tu nowa edycja Porsche Mobil 1 Supercup, która w tym roku rozpoczęła się tylko w sieci. Na różnych platformach pojawili się też czołowi kierowcy NASCAR, Indy i Formuły 1. Lando Norris z McLarena przyznał, że przed wyścigami wirtualnymi denerwuje się bardziej niż w rzeczywistości i ciągle popełnia przez to błędy w kwalifikacjach. A w grach nie ma miejsca na błędy. Tam wszyscy ocierają się o perfekcję. Nawet wyścigi długodystansowe stały się sztafetą sprintów w drużynie.
Coraz więcej zespołów fabrycznych szuka też kierowców wirtualnych. Żeby zostać takim kierowcą, trzeba się temu poświęcić w stu procentach. Od treningów w symulatorze przez treningi kondycyjne i pracę nad ustawieniami. Niesamowicie motywujący jest jednak fakt, że właściwie każdy może tego spróbować. A to z kolei może otworzyć furtkę do jazdy realnym samochodem. I to jest w tym najpiękniejsze.
Jak wystartować?
Aby zgłosić się do kwalifikacji, trzeba się zarejestrować na platformie iRacing, co normalnie kosztuje 110 USD na rok. Minimalne wymagania do sprzętu: procesor Intel i3-7 lub AMD Bulldozer, karta graficzna z 2GB RAM, pamięć 16 GB RAM, system Windows 64-bit i 25 GB wolnej przestrzeni dyskowej. Taki komputer skompletujemy już za ok 3 tys. zł (bez monitora i kierownicy). Bardziej zaawansowany sprzęt (3 monitory, rama, fotel, kierownica i pedały) to wydatek ok. 33 tys. zł. Górna półka to sprzęt jak wyżej plus kierownica z serwomotorami correct drive i pedaliera hydrauliczna. Całość: ok. 50 tys. zł.